O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

czwartek, 27 stycznia 2011

Bajka z Zakamarków :)

Uśmiałam się dziś serdecznie. Obejrzałam dwie bajki o Maksie wydawnictwa Zakamarki. "Nocnik Maksa" oraz "Pieluszka Maksa". Na oko bajka dla najmłodszych dzieciaków, które zaczynają coś kumać i mają jako takie pojęcie o poczuciu humoru (to jest dopiero historia - zaraz opowiem). Maks ma psa i cały czas z nim coś kombinuje. A to sadza go na nocnik, a to zakłada mu pieluszkę. Pies robi siusiu w pieluszkę, a Maks na podłogę :) I mama jest zła. Cała historia jest tak zabawna, że trudno uwierzyć w autentyczność irytacji mamy. Gdyby Milan wykręcił taki numer, padłabym po prostu ze śmiechu!

Niedawno zaczęłam zauważać pierwsze oznaki indywidualnego poczucia humoru u Milana. Jak oglądał bajkę o pingwinie (Pingu), to śmiał się zawsze w jednym i tym samym momencie: jak Pingu skakał na trampolinie i spadał na fotel zakręcając się między poduszki z głupią miną. Milan wybuchał wtedy gulgoczącym śmiechem. Ciekawe, dlaczego? Nie oglądamy w domu komedii typu "zabili go i uciekł". W żłobku nie mają TV. Skąd więc śmiech właśnie w tym miejscu?
Poza tym zaczyna sam świadomie decydować o tym, co jest, a co nie jest zabawą. Krzyczy wtedy "ale zabawa!" albo "ale śmieszne!". Często robi to w tym momencie, jak mi piana się rzuca na usta, np. ja chcę mu umyć zęby, a on zwiewa do drugiego pokoju. Ja chcę wychodzić z domu, a on gania po całym mieszkaniu w pełnym wyjściowym, zimowym rynsztunku. Alllle śmieszne...

Może da się wykorzystać to mini-poczucie humoru? Milan zaczął się bać hałasu. Komunikuje to wprost mówiąc "boję się". Gdyby tak ułożyć krótką, rymowaną bajeczkę o Milanie, który bał się hałasu? Spróbuję i napiszę, jak zareagował.
Tymczasem idę spać. Może po drodze do łóżka przegryzę jeszcze kiszonego ogórka ;)

niedziela, 23 stycznia 2011

Bajka w każdym kącie

W każdym kącie naszego domu kryją się jakieś bajki. Ponieważ tata Milana, Christian, jest Niemcem, bajki mamy w dwóch językach i w dwóch językach czytamy je Małemu. Mamy więc Brzechwę i Tuwima, ale także braci Grimm i wierszowane przygody Maxa i Morritza pióra Wilhelma Buscha.
Za dnia Milan jest w żłobku i tam często słuchają piosenek, które Mały podchwytuje i przynosi do domu. Wieczorem, gdy nadchodzi pora spania, Christian bierze książkę np. o małym, strachliwym króliczku albo o Vitku i czyta Milanowi na głos. Milan potrafi więc powiedzieć na pamięć piosenkę o Dorotce, co tańcowała dokoluśka. Nie rozumie za to w ząb ani "dokoluśka", ani "chodzi senek". O przygodach Vitka w pociągu do Pragi potrafi całkiem nieźle rozprawiać ciągnąć temat po swojemu, a więc rozumie to, co mu tata czyta. Ja czytam lub śpiewam mu najchętniej wierszowanki typu "Wy nie wiecie, a ja wiem..." albo "Jak pan może, panie pomidorze?". Milan patrzy na obrazki i słucha tekstów - wszystko koduje!

Starałam się ostatnio przypomnieć bajki, które moi rodzice czytali, gdy byłyśmy z siostrą małe. Hmmm... Była bajka o kijach-samobijach. Opowiadała nam ją mama. Treści nie pamiętam. Tata czytał nam "Pana Tadeusza". Niestety jedyny egzemplarz wpadł nam do wanny i mama zakazała "głupot". Jak miałyśmy 5 lat, umiałyśmy już same czytać. Żadne księżniczki na ziarnku grochu czy siedmiu krasnoludków nie byli w stanie nam zaimponować. Pamiętam za to "Old Surehanda" i "Starą baśń". Pamiętam "Dzieci z Bullerbyn" i "Braci Lwie Serce". Obie z Madzią byłyśmy molami książkowymi, więc czytałyśmy książki na kilogramy. Większość tytułów umknęła mi z pamięci. 
Grzebałam we wczesnych wspomnieniach o bajkach dlatego, że moim zdaniem bajki zostawiają okruchy w umyśle. Może nawet w duszy. Przekazują wzorce zachowań. Robią skalę dla wartości moralnych na wzór tej z termometru za oknem. Ciekawe, co zostawiły we mnie? Szkoda, że tak mało pamiętam. 

Tak sobie pomyślałam o tym, co dzieci lubią. Lubią oglądać ładne ilustracje (przy czym nie odkryłam jeszcze kryteriów tej "ładności"). Zwracają uwagę na detale. Lubią czegoś szukać. Lubią oglądać siebie na zdjęciu. Słuchają z uwagą. Zapamiętują. Wracają do ulubionych książek.
Dlaczego więc nie zrobić dla dzieci książeczki, która będzie o nich samych?
Technicznie do zrobienia.

Teraz idę walczyć z katarem.

wtorek, 18 stycznia 2011

Pierwszy dzień

Dowiedziałam się dziś, że zostanę mamą. Bez paniki, mamą po raz drugi. Nasz syn Milan ma już 2 latka. Jak urodzi mu się siostrzyczka (marzenie taty), będzie dzielnym i mądrym prawie-trzylatkiem. Dokładnie tak to sobie wymyśliliśmy. Czy mamy na to warunki? Cóż. Nigdy nie jest dobry moment na decyzję o dziecku. Przestaliśmy więc patrzeć na warunki w kontekście przeszkód nie do pokonania. Mamy deadline 9 miesięczny, aby zrobić coś z tzw. warunkami brzegowymi. Christian rozpatruje firmę za firmą, spisuje długie listy "plusów dodatnich i plusów ujemnych". Ja nabrałam wiatru w żagle i wymyślam kolejne scenariusze bajek, kolejne postacie, kolejne tematy przewodnie. Milan nic specjalnego nie postanowił. Zmienia się z dnia na dzień. Przypomina rozbrykanego szczeniaka, który z szelmowskim uśmiechem robi zębami dziurę w wężu ogrodowym, a potem przygląda się z chichotem, jak woda oblewa pańcię od wypachnionych stóp do wyfiokowanego czubka głowy.

Dziś to na mnie przypadł zaszczyt kąpania i kładzenia spać Milana. Zawsze robi to "tata Kisam", jak mówi na Christiana Milan. Z kąpaniem poradziłam sobie konkursowo. Podłoga sucha, ja sucha, Milan mokry. Bywały czasy, gdy było dokładnie na odwrót. Pielęgnacja skóry, ubieranie piżamy - na szóstkę. Potem Milan zarządził oglądanie bajek. Wzięłam wiersze Tuwima - wydanie stylizowane na stare, klasyczne, z mojego dzieciństwa. Zagłębiłam się w "Słonia Trąbalskiego" i słyszę: następny! Za 3 sekundy: następny! Na jednym oddechu przeleciałam przez wierszyk o tym, że gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Wierszyk wciągnął mnie szczerze, bo był bardzo mądry życiowo i mówił o tym, żeby nie bać się żyć. Milana wierszyk nie wciągnął wcale. Stwierdził, że wszystkie kozy to konie, że koni jest "seść" i powiedział: następny!

Jak sprawić, żeby dwulatek słuchał? Musi być jakiś sposób. Milan umie bardzo dużo wierszyków a  raczej tekstów piosenek. Wie, że te wierszyki mają melodię, ale na razie bardziej je deklamuje śpiewnie niż śpiewa. Wśród nocnej ciszy, Dorotka, Na Wojtusia, W pokoiku na stoliku, Kotek Puszek z jedną łatką, itd. Może dla dwulatków bajeczka powinna być prostą rymowanką do pokazywania? Tematami mogę sypać jak z rękawa: że trzeba myć zęby, że nie wolno gryźć uszczelki w drzwiach, że w brudnych butach nie chodzimy po białej wykładzinie, że mama też może czasem wrzasnąć, że nocnik jest "w porzo", że skórka z chleba jest jadalna a z ziemniaka nie - nie odwrotnie. Dwulatki są niewykorzystanym polem bajkowej eksploatacji!

Jak się czuje zafasolkowana kobieta w czwartym tygodniu ciąży? Tak jak niezafasolkowana kobieta w żadnym tygodniu ciąży. Nie jestem bardziej zmęczona ani bardziej głodna. Bardziej zła też nie. Chodzę na jogę, trochę biegam i jeżdżę na tych magicznych, roweropodobnych wynalazkach z fitness klubu. Każdy ranek zaczynam 21 powitaniami słońca z czaturangą. Pracuję nad następnym wydaniem gazety. W nocy będę pisać bloga, bajki i rysować. Piję cudne zioła, które dobrze robią mojemu organizmowi. Dziewiąty miesiąc, poród, karmienie piersią są w tym momencie taką samą abstrakcją jak lot na Marsa. Życie jest piękne! Normalnie bajka :)