O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Golmistrz

Dziś będzie kawałek mojej nowej historyjki. Obiecałam!
Tylko tłumaczenia na niemiecki dziś nie będzie. Musi to zrobić ktoś lepszy ode mnie. Boję się popełnić czegoś w stylu "thank you from the mountain".

Ilustracje narysował wyjątkowo ktoś inny - wyjątkowy trzynastoletni Olaf. Na co dzień rysuje komiksy. Mocne teksty mocną kreską. Fajne uczucie, jak ktoś pochyla się nad twoim tekstem i próbuje przekuć słowa w obrazy, odgadnąć, "co autor miał na myśli". Świetny test na czytelność własnych bazgrołów :)

Heute platziere ich ein Stück meiner neuen Geschichte. Wie versprochen.
Nur die Übersetzung gibt's heute nicht. Es muss von jemandem besseren als ich gemacht werden. Ich habe Angst, dass ich so ein Quatsch wie 'thank you from the mountain' schreibe.

Der Text wurde ausnahmsweise nicht von mir illustriert, sondern von einem aussergewöhnlichen dreizehnjährigen Olaf. Im Alltag zeichnet er Komik-Bücher. Starke Texte, starke Linie. Es ist ein schönes Gefühl, wenn sich jemand traut, meine Worte in Bilder zu verwandeln. Wenn er versucht zu erraten, was der Autor gemeint hat. Das ist auch eine tolle Prüfung, ob meine 'Kritze-Kratze' überhaupt verstanden sind :)


GOLMISTRZ

- Podaj! Podaj!
Piotrek pędził jak wiatr z piłką. Trzymał ją przez całe boisko. Tak bardzo chciał strzelić gola! To pragnienie i widok zbliżającej się bramki dodawały mu skrzydeł. Minął już linię środkową. Zręcznym dryblingiem ominął obrońcę przeciwnej drużyny.
- Podaj! Podaj!
Kątem oka widział kolegów ze swojej drużyny. Krzyczeli, żeby podał na skrzydło. Cała obrona drużyny przeciwnej skupiła się na nim. Na skrzydłach nie było nikogo. Koledzy mieli wolne pole do strzału.
- Podaj! Podaj!
Piotrek nie zamierzał oddać piłki. Czuł, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. Piłka toczyła się po murawie jak po stole. Prawa stopa kierowała ją prosto w stronę bramki. Jeszcze tylko kilkanaście metrów!
- Podaj! Podaj!
Piłka, bramka, piłka, bramka... Wzrok Piotrka wędrował od jednego do drugiego. Jego nerwy były napięte do granic możliwości. To był ważny mecz. Nareszcie udowodni, że jest najlepszy w drużynie. Zasługuje na to, by być kapitanem. Piłka, bramka, piłka, bramka...
- Podaj! Podaj!
Piotrek odmierzał odległość do bramki. Jeszcze dwa kopnięcia piłki i strzela. Bramkarz przechyla się powoli w lewą stronę. Ma ręce nadstawione na wysokości kolan. Piotrek strzeli w prawy górny róg. Jeszcze tylko jedno kopnięcie piłki...
Nagle drogę Piotrka przecina domek na kurzych nóżkach. Co to jest?! Piłka przelatuje między kurzymi łapami. Domek staje jak wmurowany. Odwraca się w stronę Piotrka. Okna-oczy robią się większe i większe. Domek nie rusza się z miejsca. Piotrek nie może się już zatrzymać. Jeszcze krok i... PRASK!




 
Piotrek leży na trawie jak długi. Zderzenie z domkiem było tak silne, że zrobiło mu się na chwilę ciemno przed oczami. Gdy oprzytomniał, zobaczył, jak domek ucieka z boiska. Utykał na lewą łapę. W kierunku Piotrka biegli koledzy i trener.
- Co to było? Co to było?
- Co się stało?
- Dobrze się czujesz?
- Dlaczego nie podałeś?
- Straciliśmy bramkę!
- Przegraliśmy mecz!
Koledzy przekrzykiwali się nawzajem. Trener podszedł i pomógł Piotrkowi wstać.
- Znowu grałeś sam, Piotrek. Miałeś idealną sytuację, żeby podać na prawe skrzydło. Mielibyśmy pewnego gola i wygraną w kieszeni. A ty grałeś solo i przegraliśmy. – trener kręcił głową z niezadowolenia.
Rozległ się gwizdek sędziego. Koniec meczu.
Wiedźminka czekała na Barniego. Barni spóźniał się już całe dziesięć minut. „To do niego niepodobne. Musiało się coś stać.” – myślała Wiedźminka.
Domek przykuśtykał z godzinnym opóźnieniem. Ściany wybrzuszały i wciągały się od głębokiego sapania. Kominem buchała para jak z parowozu.
- Uf, uf, uffff.... – sapnął Barni i opadł na ławkę. Wyprostował lewą łapę. Cała była posiniaczona.
- Ojej, co ci się stało? – Wiedźminka podskoczyła i zaczęła oglądać sińce Barniego. Domek opowiedział o meczu psykając i pojękując z bólu.
Wiedźminka zamyśliła się. Między palcami obracała brelok w kształcie piłki nożnej. Myślała o Piotrku. Chciała mu pomóc. Spojrzała na brelok.
- Wiem! Barni, wstawaj, idziemy! Muszę odwiedzić mojego przyjaciela. On nam pomoże.

Piotrek nic nie wiedział o Wiedźmince. Wracał po meczu do domu. Noga za nogą. Był zawiedziony z powodu przegranej. Był też zły na trenera za jego słowa. Piotrek był przekonany, że grał świetnie. Na pewno wygraliby mecz. Tylko ta dziwaczna postać, która wyrosła mu na drodze do bramki. To ona jest winna. Piotrek ze złością kopał trawę.
Wtem wśród źdźbeł mignęło coś białego, okrągłego. Piotrek schylił się i wysupłał breloczek w kształcie piłki. I to nie byle jakiej! Była to piłka tegorocznych mistrzostw Europy. Piotrek podskoczył z radości. O takim breloku marzył. Chciał przyczepić go do plecaka, ale zobaczył, że zwisa z niego COŚ. Przybliżył piłkę do twarzy, popatrzył dokładnie...
„Nie, to nie może być prawda! Krasnoludki nie istnieją!” – pomyślał niepewnie.
Piłkę obejmował z całych sił malutki człowieczek. Próbował ją wyrwać z rąk chłopca.
- Puszczaj! Puuuszczaaaaj! – krzyczał człowieczek.
Piotrek potrząsnął mocno brelokiem i krasnoludek spadł na trawę jak ulęgałka. Chłopiec bardzo chciał zatrzymać wymarzoną piłkę. Człowieczek jednak się nie poddawał. Stanął śmiało na drodze Piotrka, wziął się pod boki i krzyknął:
- Hej! Duży! Oddawaj piłkę! Ja znalazłem ją pierwszy i jest moja!
- Nie oddam piłki. – Piotrek nie zamierzał wyjaśniać dlaczego.
- Nie oddasz?
- Nie oddam.
- Takiś ty?
- A taki. – Piotrek zacisnął piłkę w dłoni.



Mały człowieczek spojrzał spod byka na Piotrka i zagwizdał na palcach. Spod liści łopianu, z krzaka bzu, z gałęzi klonu i nie wiadomo skąd jeszcze zaczęły wyskakiwać podobne krasnale. Stanęły za pierwszym, wzięły się pod boki i spojrzały na Piotrka spod byka. „Gniewna jedenastka” – pomyślał chłopiec i uśmiechnął się z lekceważeniem. Postacie były mniej więcej wielkości palca.
- Słuchaj, Duży. Jesteśmy Drużyną Golmistrzów. Jestem Kapitanem. Dajemy ci ostatnią szansę na zwrot piłki. Potem ci ją odbierzemy. Oddajesz piłkę?
- Nie oddaję.
- Na pewno nie oddajesz?
- Na pewno.
- Zapytałem grzecznie dwa razy. Potraktuj to jako dwie żółte kartki. Teraz dostaniesz czerwoną.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Blogada

Od trzech tygodni zbieram się, aby coś tu napisać. Miałam już przynajmniej dziesięć dobrych pomysłów i pozwoliłam im wywietrzeć. Dlaczego? Bo obiecałam sobie, że od tego wpisu zacznę umieszczać również tłumaczenie na niemiecki, choćby i krótkie. Lęk przed pisaniem w obcym języku o tym, co w duszy gra, tak mnie zblokowało, że bałam się nawet wytrzeć nogi o wycieraczkę przed własnymi drzwiami.
Pukam się w czoło i obiecuję więcej nie świrować.
Napiszę dziś cokolwiek, a dalej na pewno jakoś pójdzie.
"Alleluja i do przodu!"

Kurs pisania skończony. Sześć zadań domowych. Dwa teksty napisane do poczytania (i skrytykowania) przez wszystkich uczestników. Koleżanki i koledzy z klasy naprawdę mocni w piórze. Stres przed postawieniem ostatniej kropki i naciśnięciem ENTER. Mobilizacja z terminu na termin. A teraz powietrze uszło. Nie ma kto ani co zmuszać do pisania, nawet jeśli na kursie była to tylko nasza imaginacja szkolnego przymusu i groźby pały w dzienniku. Ale obiecałam sobie: każdego dnia jedna strona. Czegokolwiek. Maila, bloga, bajki, tekstu na www. Byle pisać. Magia leży w nawykach. Wiadro potu, kropla polotu.

Dzięki kursowemu "przymusowi" mam gotowe kolejne dwie bajki. Teraz trzeba je "tylko" narysować i złożyć. Wróć! Najpierw trzeba je poprawić. Współ-kursanci dali mi kilka genialnych uwag do tekstów. Moje bliższe koleżanki dodały jeszcze parę. Według nich moje bajki są inne. Kiedyś miały więcej magii. Przespałam się z nowymi tekstami, odczytałam hurtem stare i nowe historie i... faktycznie! Czegoś tym nowym brak.
Z jednej strony są lepsze językowo. Konstrukcja fabuły wydaje mi się też lepsza niż kiedyś. A mimo to czegoś brak.
Z drugiej strony pisałam je krócej niż poprzednie bajki. Tamte dojrzewały, nabrzmiewały, chciały wyjść. Te musiałam zbudować szybciej.
Ale nic to. Przeczytamy, poprawimy :)

Następnym razem umieszczę kawałek tekstu. Z ilustracją, a co!

A teraz tłumaczenie. Wiem, że są błędy, ale pierwsze koty za płoty i sru. Poprawię jutro.
(Poprawiłam!)
Seit drei Wochen weigere ich mich, hier was zu schreiben. Ich habe schon mindestens 10 guten Ideen wegfliegen lassen. Warum? Ich habe mich entschieden, den Text ab diesem Post auch ins Deutsche zu übersetzen. Es kann kurz sein, aber MUSS einfach sein. Die Angst davor, in einer Fremdsprache zu schreiben, die Seele in Worten zu schliessen, hat mich so überwältigt, dass ich mir nicht mehr getraut habe, meine eigene Blog-Türmatte zu betreten. 
Aber Schluss jetzt mit dem Spinnen.
Ich schreibe heute egal was. Weiter wird's schon irgendwie gehen.
'Alleluja und nach vorne!'
Mein Kurs fürs kreative Schreiben ist zu Ende. Sechs Hausaufgaben. Zwei längere Texte zur Vorführung vor den Klassenkameraden. Die allen spitze im Schreiben. Stress davor, den letzten Punkt zu stellen und ENTER zu drücken. Aufregung vor den nächsten Terminen. Jetzt gibt es keinen Druck mehr. Es gibt nichts und niemanden, das mich zum Schreiben zwingt, sogar wenn uns damals nur unsere Vorstellungskraft ausgetrickst hat und an einen alten Schulzwang erinnert hat. Aber das, was ich versprochen habe, ist jeden Tag eine Seite zu schreiben. Egal was. Eine Email, ein Post auf dem Blog, eine Kindergeschichte. Hauptsache man schreibt. Das Meistern liegt an Gewohnheiten. Ein Eimer voller Schweiß, ein Tröpfchen Fantasie.
Dank dem Kurs-'Zwang' habe ich zwei weitere Kindergeschichten fertig geschrieben. Sie müssen noch 'nur' illustriert und gefertigt werden. Stop! Zurück! Sie müssen erst korrigiert werden. Meine Schulkameraden haben mir paar geniale Tips gegeben. Meine guten Freundinnen haben auch wenige tiefere Bemerkungen eingetragen. Sie meinen, meine neuen Geschichten sind anders. Die alten hatten mehr Magie. Ich habe abgewartet und alle Texte nochmals gelesen. Und... tatsächlich! Den neuen fehlt was.
Auf der einen Seite sind sie besser von der Sprache her. Die Konstruktion ist auch besser geworden. Sie sind dynamischer. Trotzdem fehlt was.
Auf der anderen Seite habe ich die neuen Geschichten viel kürzer als die alten geschrieben. Die alten haben langsam gereift und sie wollten letztendlich raus. Die neuen musste ich schneller konstruieren. So sehe ich jetzt Schreiben, als Konstruktion. Die neuen Geschichten sind auch für eine andere Zielgruppe.
Aber es macht nichts. Es war nur mein Ego, das ein wenig gelitten hat. Trotzdem werde ich die neuen Geschichten nochmal lesen und korrigieren :)