O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

sobota, 30 czerwca 2012

PTASI MÓŻDŻEK / Spatzenhirn


Przy okazji tego wierszyka po raz n-ty okazało się, że polski i niemiecki to czasem dwie kromki chleba z jednej kanapki. Jak się po polsku idzie gęsiego, to po niemiecku jest Gaensemarsch. Jak po polsku się mówi ptasi móżdżek, to po niemiecku identycznie - Spatzenhirn. Takie przykłady można mnożyć. Ja osobiście mam fantastyczne uczucie, że jesteśmy nadspodziewanie blisko.



A teraz sam tekst dla tych, którzy nie mają monitora 50" HD:

************************************************


PTASI MÓŻDŻEK

Wraca kurczak z mokrym dziobem
Płacze rzewnie już za progiem
„Wieprz mnie nazwał móżdżkiem ptasim!
Wszyscy mnie wyśmiali w klasie!”

Mama kura, typ domowej
Woła syna, niech opowie
Kurczak kuca koło kwoki
„Gra to była w quasi-skoki

Nie wiedziałem, o co chodzi,
Po co, na co, czy to szkodzi
Więc pytałem i pytałem
I przezwisko tak dostałem”

Kura drapie się w sam czubek
Marszczy swój zafrapowany dzióbek
„Synu, ujmy na honorze
Kurzym tutaj być nie może

Jesteś kurą czyli ptakiem
Mózg masz ptasi, no bo jaki?
Kurze szpony, piórka w ciapki
A na starość kurze łapki

Tak w przenośni, jeszcze chwilka
Z larwy zmienisz się w motylka
Wszak kogutem kiedyś będziesz
Na tacinej grzędzie siędziesz

Szkołę kończysz lada moment
Jako kurczę uzdolnione
Z góry na dół same piątki
Nawet szóstek ze dwa rządki

Potem kurniwersytet, świat cały...
Wszystko w głowie twej, mój mały
Ptasi móżdżek więc posiadać
To skarb istny, a nie wada

************************************************

środa, 27 czerwca 2012

GĘSIEGO / Gänsemarsch


Siedziałam sobie w kolejce w banku, żeby podpisać aneks do wyroku dożywocia. Podano mi wodę, pozwolono usiąść i zniknięto za tajemniczymi drzwiami w poszukiwaniu konsultanta.
W tym czasie powstała lwia część (a właśnie, to też dobre na wierszyk) tego oto wierszydełka.



*********************************************************
Teraz jeszcze sam tekst, bo nie widać:


GĘSIEGO

Dziesiątka gęsi się umówiła
Że dziś gęsiego będzie chodziła
Aby się czasem nie zgubić w trasie
Wśród kopyt, płetw, łap i racic masie.

Dziób i ogonek, dziób i ogonek
Człapią gęsiego gęsi już dzionek
Ogon i dzióbek, ogon i dzióbek
Gęś w gęś podobna jak kubek w kubek

Poszła wieść po wsi, że sznurek gęsi
Po polnych drogach się szarogęsi
Wzbudziły podziw w zwierzęcej braci
„A czy dołączyć do was to da się?”

Zapytał kogut w imieniu tłumu
I w gęsim rodzie narobił szumu
„Co? Gęś z kogutem? Jak? Jeż gęsiego?
To się nie mieści w głowie, kolego!”

Obradowały gęsi chwil kilka
I pomysł zrodził się w łepetynkach
Pozapraszały, co nogi miało
Gęś, jeż i bażant – ruszyli śmiało

Drogą, gdzie żaby zwyczajem starym
Idą by dobrać się w zgrane pary
Chodzą gęsiego gęsi i kury
Myszy i koty, nawet pies bury

Akcję poparli w zoo i wysłali
Kakadu, boa i klan koali
Gęsiego chodzą tam i z powrotem
Przejechać nie da się samochodem

Przyjechał burmistrz, zwołał naradę
Finał był w TV już przed obiadem
Gęsi, lwy, myszy, świerszcze i piegże
Chodzą gęsiego zgodnie po zebrze.

***********************************************************

wtorek, 19 czerwca 2012

ŚWIŃSKIE KAWAŁY


To jest tak: myślę sobie "świńskie kawały". I świńskie kawały działają jak magnes na pasujące dźwięki. Do rymu, do rytmu, do sensu. Po kilku dniach świńskie kawały są spisane. Niestety na raty, bo dzieci i inne przypadłości skutecznie odrywają mnie od pisania. Ale ostatecznie SĄ i to się liczy.
Czytam, czytam... I nagle WIDZĘ. Widzę ilustrację. Świnię zniesmaczoną świńskim kawałem (zadka). Ja w tym widzę szpas, ale czy inni też? Testujemy:


Wierszyka nie widać, więc wklejam osobno:

**************************************************************

ŚWIŃSKIE KAWAŁY

Jedna świnia drugiej świni
Prosto się do ucha ślini
Świetny kawał podsłuchała
Trzęsąc się ze śmiechu cała
Szepcze

„Słuchaj, słuchaj, ale kawał!
Usłyszałam – prawie zawał! 
Chodź na stronę, ucho przychyl
Parę słów nieprzyzwoitych
Jest”

Świnia A do świni B
(No bo jak rozróżnić je?)
Kawalarsko i dosadnie
W kawał bez cenzury żadnej
Brnie

Wtem słuchaczka – świnia B
Skacze kwicząc „Fe! A fe!”
Raz czerwona a raz blada
„Co też pani opowiada?
Dość!”

„Ja już nie chcę tego słuchać!
To obraża me uczucia!
Nawet świńska brudna dusza
Słysząc stek ten bzdur obrusza
Się!”

„Ależ z pani kawał świni
Niech się pani zarumieni
Taki kawał – to żenada!
Uszy więdną, ryj opada
Wstyd!”

Od tej pory świni życie
Płynie bardzo przyzwoicie

Świński kawał, który budzi
Czysty zachwyt wszystkich ludzi
SCHAB

********************************************************************
Smacznego!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

KLEKS Z REFLEKSEM (na cześć pani Izy)


Na Facebooku poznałam panią Izę Mikrut. Żongluje słowami jak mało kto. Uwielbiam jej poczucie humoru i sprawność w gięciu języka polskiego. Zainspirowała mnie do napisania krótkiego wierszyka dla niej. Po prostu wyobraziłam sobie, jak pani Iza wsiada do autobusu, wyciąga długopis, patrzy w okno i...
Pani Izo, proszę wybaczyć :)

(Ich habe auf dem Facebook Frau Izabela Mikrut kennengelernt. Sie schreibt wundervolle Gedichte-Geschichten. Ich liebe ihren Sinn für Humor und die einzigartige Art und Weise, mit der sie die polnische Sprache in den Gelenken der Gramatik biegt. Sie hat mich inspiriert, damit ich ihr ein kurzes Gedicht widme. Ich habe mir einfach vorgestellt, wie sie in den Bus einsteigt, nimmt einen Kugelschreiber, guckt ins Fenster und...
Frau Mikrut, verzeihen Sie mir, bitte :)


KLEKS Z REFLEKSEM

W niedzielę pani Iza
Z uśmiechem jak Mona Liza
Do autobusu wsiada
Nogę na nogę zakłada
I z torby pióro wyjmuje
Z którego COŚ skapuje
Kleks? A fe! To nieładnie
Jak to na papier spadnie

Gdzie kleks?! No przecież był tu!
Nóg dostał? Chyba ze stu!
By plama się ruszyła
Potrzeba przecież siła!
Kto widział? Słyszał? Poczuł?
Rozgląda się sto oczu
Jest! Jest! Jest! Tu na szybie!
Sto chustek na niego dybie
Chce wessać w miąższ warstw czterech
Duszę z czterech literek

Kleks pismo poczuł nosem
I biegnie ostro skosem
Sto nóg w o życie pędzie
Kleks jest już w pierwszym rzędzie
Pod fotel rzut szczupakiem
I cichcem, chyłkiem, rakiem
Z powrotem niepostrzeżenie
Na kartki białej schronienie

Waćpanna Iza, zdziwiona
Z uśmiechem jak Lisa (Mona)
Na kleksa patrzy pod kątem
I daje mu nowy wątek
Rozciąga piórem jak gumę
I nagle kleks już rozumie
Że jest nie kleksem, lecz jeżem!
Na autobusowym spacerze
Ta setka nóg to nie nogi
Lecz kolce – w stronę podłogi

Hop! Z kleksa jeżyk w try miga
I kręci się niczym fryga
Ze szczęścia jeżowatego
Czas już wysiadać, kolego!
Jeż bieży do właścicielki
Bo sam rozmiarów niewielkich
Ze stopniem sobie nie radzi
Ale jak kolce wygładzi
To w pani Izy dłoniach
Nie stopień, lecz świat pokona!

WILCZY APETYT





Próbuję. Akwarele i pisaki. Plamy (rozmazy) i ostre kreski. Prozą i wierszem. Na poważnie i dla frajdy. Kasia Bajerowicz, okrzepła w talencie i sławie serdeczna koleżanka, w towarzystwie której niechcący ukradłam pierścionek do dziś mój ulubiony, radzi: SKUP SIĘ. Poćwicz i wybierz coś dla siebie. Have fun. Nie wiem, co ważniejsze.

Szłam sobie na spacer (według mojej siostry-zen leciałam na złamanie nóg nie wiadomo po co) i olśniło mnie: ożywić powiedzonka ze zwierzętami w roli głównej! Szczęściem tego pomysłu udało mi się nie zapomnieć. Dziś więc odcinek pierwszy: WILCZY APETYT.
Smacznego!

(Ich probiere herum. Aquarelle und Malstifte. Flecken und scharfe Konturen. Prosa und Gedichte. Ernsthaft und zum Spass. Kasia Bajerowicz, meine gute, talentierte und berühmte Freundin, mit der ich unbeabsichtlich meinen bis jetzt Lieblingsring geklaut habe, gibt mir einen guten Rat: KONZENTRIER DICH. Übe und wähle was für dich. Hab Spass. Ich weiß nicht, welcher Ratschlag wichtiger ist.

Ich bin mal spazierengegangen (meine Zen-Schwester würde sagen: 'Du bist wie ein Huhn ohne Kopf gelaufen') und es kam mir eine Idee: Sprüche mit Tieren in der Hauptrolle beleben! Gott sei Dank, es ist mir diesmal nicht gelungen, die Idee zu vergessen. Heute präsentiere ich mit Stolz die erste Episode: WOLFSHUNGER.
Guten Appetit!)




środa, 6 czerwca 2012

GOLMISTRZ z obrazkami na rozpoczęcie Euro 2012


Stał się cud. Mój Golmistrz zadebiutował w fantastycznym portalu Bajki-Zasypianki. Razem z moimi obrazkami-bohomazkami! Portal znam odkąd Milan skończył chyba roczek i wszedł w wiek mniej więcej rozsądny (czyli do pogadania). Dziś moją bajkę przeczytało jakieś 300 osób zaprzyjaźnionych z Zasypiankami i daje dobre noty. Nadal nie dowierzam, ale się cieszę jak prosię w deszcz :)

(Es ist ein Wunder passiert. Mein Tormeister hat sein Debüt auf dem fantastischen Portal 'Gute Nacht Geschichten' gegeben. Ich kenne das Portal seitdem Milan 1 Jahr alt wurde und damit auch bisschen vernünftiger (zum Ansprechen). Heute wurde meine Geschichte von 300 Freunden von 'Gute Nacht Geschichten' gelesen und hat sehr gute Noten gesammelt. Ich kann es bis jetzt nicht glauben, aber freue mich riesig, wie ein Ferkel im Regen :)



Kto nie zna, niech pozna, bo będzie mieć z nimi jeszcze do czynienia :)

GOLMISTRZ
 
- Podaj! Podaj!

Piotrek pędził jak wiatr z piłką. Trzymał ją przez całe boisko. Tak bardzo chciał strzelić gola! To pragnienie i widok zbliżającej się bramki dodawały mu skrzydeł. Minął już linię środkową. Zręcznym dryblingiem ominął obrońcę przeciwnej drużyny.

- Podaj! Podaj!

Kątem oka widział kolegów ze swojej drużyny. Krzyczeli, żeby podał na skrzydło. Cała obrona drużyny przeciwnej skupiła się na nim. Na skrzydłach nie było nikogo. Koledzy mieli wolne pole do strzału.

- Podaj! Podaj!

Piotrek nie zamierzał oddać piłki. Czuł, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. Piłka toczyła się po murawie jak po stole. Prawa stopa kierowała ją prosto w stronę bramki. Jeszcze tylko kilkanaście metrów!


- Podaj! Podaj!

Piłka, bramka, piłka, bramka… Wzrok Piotrka wędrował od jednego do drugiego. Jego nerwy były napięte do granic możliwości. To był ważny mecz. Nareszcie udowodni, że jest najlepszy w drużynie. Zasługuje na to, by być kapitanem. Piłka, bramka, piłka, bramka…

- Podaj! Podaj!

Piotrek odmierza odległość do bramki. Jeszcze dwa kopnięcia piłki i strzela. Bramkarz przechyla się powoli w lewą stronę. Ma ręce nadstawione na wysokości kolan. Piotrek strzeli w prawy górny róg. Jeszcze tylko jedno kopnięcie piłki…
Nagle drogę Piotrka przecina domek na kurzych nóżkach. Co to jest?! Piłka przelatuje między kurzymi łapami. Domek staje jak wmurowany. Odwraca się w stronę Piotrka. Okna-oczy robią się większe i większe. Domek nie rusza się z miejsca. Piotrek nie może się już zatrzymać. Jeszcze krok i… PRASK!


Piotrek leży na trawie jak długi. Zderzenie z domkiem było tak silne, że zrobiło mu się na chwilę ciemno przed oczami. Gdy oprzytomniał, zobaczył, jak domek ucieka z boiska. Utykał na lewą łapę. W kierunku Piotrka biegli koledzy i trener.
- Co to było? Co to było?
- Co się stało?
- Dobrze się czujesz?
- Dlaczego nie podałeś?
- Straciliśmy bramkę!
- Przegraliśmy mecz!
Koledzy przekrzykiwali się nawzajem. Trener podszedł i pomógł Piotrkowi wstać.
- Znowu grałeś sam, Piotrek. Miałeś idealną sytuację, żeby podać na prawe skrzydło. Mielibyśmy pewnego gola i wygraną w kieszeni. A ty grałeś solo i przegraliśmy. – trener kręcił głową z niezadowolenia.
Rozległ się gwizdek sędziego. Koniec meczu.

Wiedźminka czekała na Barniego. Barni spóźniał się już całe dziesięć minut. „To do niego niepodobne. Musiało się coś stać.” – myślała Wiedźminka.
Domek przykuśtykał z godzinnym opóźnieniem. Ściany wybrzuszały i wciągały się od głębokiego sapania. Kominem buchała para jak z parowozu.



- Uf, uf, uffff…. – sapnął Barni i opadł na ławkę. Wyprostował lewą łapę. Cała była posiniaczona.
- Ojej, co ci się stało? – Wiedźminka podskoczyła i zaczęła oglądać sińce Barniego. Domek opowiedział o meczu psykając i pojękując z bólu.
Wiedźminka zamyśliła się. Między palcami obracała brelok w kształcie piłki nożnej. Myślała o Piotrku. Chciała mu pomóc. Spojrzała na brelok.
- Wiem! Barni, wstawaj, idziemy! Muszę odwiedzić mojego przyjaciela. On nam pomoże.

Piotrek nic nie wiedział o Wiedźmince. Wracał po meczu do domu. Noga za nogą. Był zawiedziony z powodu przegranej. Był też zły na trenera za jego słowa. Piotrek był przekonany, że grał świetnie. Na pewno wygraliby mecz. Tylko ta dziwaczna postać, która wyrosła mu na drodze do bramki. To ona jest winna. Piotrek ze złością kopał trawę.
Wtem wśród źdźbeł mignęło coś białego, okrągłego. Piotrek schylił się i wysupłał breloczek w kształcie piłki. I to nie byle jakiej! Była to piłka tegorocznych mistrzostw Europy. Piotrek podskoczył z radości. O takim breloku marzył. Chciał przyczepić go do plecaka, ale zobaczył, że zwisa z niego COŚ. Przybliżył piłkę do twarzy, popatrzył dokładnie… ”Nie, to nie może być prawda! Krasnoludki nie istnieją!” – pomyślał niepewnie. Piłkę obejmował z całych sił malutki człowieczek. Próbował ją wyrwać z rąk chłopca.
- Puszczaj! Puuuszczaaaaj! – krzyczał człowieczek.
Piotrek potrząsnął mocno brelokiem i krasnoludek spadł na trawę jak ulęgałka. Chłopiec bardzo chciał zatrzymać wymarzoną piłkę. Człowieczek jednak się nie poddawał. Stanął śmiało na drodze Piotrka, wziął się pod boki i krzyknął:
- Hej! Duży! Oddawaj piłkę! Ja znalazłem ją pierwszy i jest moja!
- Nie oddam piłki. – Piotrek nie zamierzał wyjaśniać dlaczego.
- Nie oddasz?
- Nie oddam.
- Takiś ty?
- A taki. – Piotrek zacisnął piłkę w dłoni.
Mały człowieczek spojrzał spod byka na Piotrka i zagwizdał na palcach. Spod liści łopianu, z krzaka bzu, z gałęzi klonu i nie wiadomo skąd jeszcze zaczęły wyskakiwać podobne krasnale. Stanęły za pierwszym, wzięły się pod boki i spojrzały na Piotrka spod byka. „Gniewna jedenastka” – pomyślał chłopiec i uśmiechnął się z lekceważeniem. Postacie były mniej więcej wielkości palca.









- Słuchaj, Duży. Jesteśmy Drużyną Golmistrzów. Jestem Kapitanem. Dajemy ci ostatnią szansę na zwrot piłki. Potem ci ją odbierzemy. Oddajesz piłkę?
- Nie oddaję.
- Na pewno nie oddajesz?
- Na pewno.
- Zapytałem grzecznie dwa razy. Potraktuj to jako dwie żółte kartki. Teraz dostaniesz czerwoną. – Kapitan zagwizdał na palcach i jedenastu krasnoludków rozbiegło się we wszystkie strony. Piotrek rozpoznał ustawienie zawodników na boisku piłkarskim.
„Ograć jedenastu krasnoludków? Dziecinnie łatwe!” – pomyślał.
Położył piłkę na trawie jak na rozpoczęcie meczu. Kapitan podszedł. Rozległ się dźwięk gwizdka i nagle Piotrek zobaczył, że pod jego nogami nie ma już ani piłki, ani Kapitana. Krasnoludek biegł w kierunku końca trawnika jak do bramki. Utrzymywał piłkę krótkimi kopnięciami blisko stóp. Za Kapitanem ruszyła cała Drużyna obstawiając skrzydła i tył. Piotrkowi wystarczyły trzy długie skoki i już był przy Kapitanie. Wyciągnął stopę, żeby odebrać piłkę, ale… WUP! Piłki już tam nie było! Kapitan celnym kopnięciem oddał ją na lewe skrzydło. Piotrek rzucił się za piłką. WUP! Piłka poleciała do tyłu. Piotrek stanął między piłką i końcem trawnika. Chciał zablokować ewentualnego gola. Nie spuszczał piłki z oczu. Krasnoludki spojrzały po sobie i ruszyły w kierunku chłopca. WUP! WUP! WUP! Piłka wędrowała od zawodnika do zawodnika. WUP! Lewe skrzydło. WUP! Środek. WUP! Znowu na lewo. WUP! Prawe skrzydło. Przyjęcie piłki na główkę. Zręczny drybling. WUP! Podanie do wolnego napastnika.



Po kwadransie Piotrek miał dosyć. Był zasapany i mokry od potu. Ogarniała go złość. Za to krasnoludki wydawały się świetnie bawić. Kapitan biegł środkiem boiska.
- Podaj! – krzyknął Kapitan.
WUP! Piłka potoczyła się wprost do jego stóp. Spojrzał Piotrkowi w oczy. Chłopiec przyskoczył do Kapitana i próbował odebrać mu piłkę. Drybling krasnoludka był jednak znakomity. Stopa Piotrka zawsze trafiała w próżnię. Kapitan kiwał i śmiał się głośno.
- Podaj! – rozległo się za plecami chłopca.
WUP! Piłka błyskawicznie potoczyła się między nogami Piotrka. Przejął ją kolejny krasnoludek. WUUUUUP! Umieścił ją długim kopnięciem między kamieniami okalającymi trawnik.
- GOL! GOL! GOOOOOL! – zakrzyknęły chórem krasnoludki. Pobiegły do piłki i zniknęły z nią w krzakach.
Na trawniku zostali tylko Piotrek i Kapitan. Chłopiec był czerwony i zdyszany. Krasnoludek uśmiechał się.
- No i co teraz, Duży? Nie masz piłki i przegrałeś mecz z krasnoludkami.
Piotrek zwiesił głowę ze wstydem. To był dzisiaj już drugi mecz, który przegrał.
- Może jestem mały, ale za mną stoi siła całej Drużyny. Razem jesteśmy niepokonani. Rozumiesz?
Piotrek kiwnął głową. Kapitan ukłonił się lekko na pożegnanie i zniknął w ślad za Drużyną Golmistrzów.

Piotrek powlókł się do domu. Tego dnia niewiele mówił. Poprosił tatę o włączenie na komputerze filmików z najlepszymi akcjami pod bramką. Oglądał je do wieczora.

Następnego dnia drużyna Piotrka grała kolejny ważny mecz. Chłopiec cieszył się i miał tremę jednocześnie. Przez całą pierwszą połowę nudził się na boisku. Koledzy nie chcieli podawać mu piłki. Sądzili, że Piotrek znowu zagra solo i mogliby przegrać kolejny mecz. Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa. Drużyna przeciwna była świetna. Drużyna Piotrka ledwo dawała radę utrzymać remis 0:0.
- Podaj! – krzyknął Piotrek, gdy tylko miał wolne pole do strzału. Kolega, który był akurat przy piłce, upewnił się, że tylko Piotrek jest wolny i podał niechętnie. Niestety, gdy tylko piłka trafiła do Piotrka, miał on na głowie od razu dwóch zawodników przeciwnika. Dwoił się i troił, żeby utrzymać piłkę.
- Podaj! – usłyszał na prawym skrzydle.
Piotrek popatrzył w prawo. To była idealna sytuacja. Wykonał taki ruch nogą, jakby chciał kopnąć piłkę w lewo. Zawodnicy przeciwnika rzucili się w lewo. Wtedy Piotrek błyskawicznie podał do kolegi na prawym skrzydle. Ten potrzebował tylko sekundę. WUP!
- GOL! GOL! GOOOOOL! – rozległy się krzyki i brawa. Sędzia odgwizdał koniec meczu. 1:0 dla drużyny Piotrka!


Do Piotrka i kolegi, który strzelił gola, podbiegła cała drużyna. Wszyscy gratulowali im zwycięskiej bramki.
- Piotrek, ten drybling był genialny.
- Gdzie nauczyłeś się takiej zmyłki?
- Wygraliśmy dzięki tobie!
- Piotrek, to było mistrzowskie zagranie. Szybka ocena sytuacji, celne podanie i gol. Akcja godna kapitana drużyny. Jestem bardzo zadowolony. Oby tak dalej. – słowa trenera wywołały szeroki uśmiech na twarzy Piotrka.

Tymczasem na trybunach w ostatnim rzędzie siedzieli Wiedźminka, Barni i Kapitan. Domek musiał się przebrać, żeby móc się wmieszać w tłum ludzi. Wciągnął ściany, założył skórzane szorty na szelkach i zaczepił o komin piórko. Wyglądał jak wąsaty Bawarczyk. Kapitan przycupnął na ramieniu Wiedźminki, pod szerokim rondem trawiastozielonego kapelusza. Gdy Piotrek był przy piłce, wstrzymali oddech. Byli ciekawi, co Piotrek zapamiętał z bolesnej lekcji Drużyny Golmistrzów. Nagle WUP! Był gol! Zwycięski gol dla drużyny Piotrka!
- Zuch chłopak! Ma talent! – Kapitan był zachwycony.
- Myślę, że niedługo zostanie kapitanem drużyny. – Barni rozcierał jeszcze bolącą łapę, ale był już w dobrym nastroju.
Wiedźminka kręciła na palcu piłkę-breloczek. Wyszeptała w jej kierunku zaklęcie:

Piłka-przypominajka
Leci do samograjka
Żeby zawsze pamiętał
Że drużyna – rzecz święta


Wiedźminka dmuchnęła i piłka potoczyła się w podskokach pod nogi Piotrka.

Piotrek pakował swoje rzeczy po meczu. Nagle wśród trawy mignęło coś białego, okrągłego. Chłopiec schylił się i wysupłał znany mu breloczek w kształcie piłki. Piotrek rozejrzał się za Kapitanem, ale nikogo nie zobaczył. Mógł za to przysiąc, że piłka, którą ściskał mocno w dłoni, od czasu do czasu się wierci.

KONIEC HISTORII :)