O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

środa, 1 czerwca 2011

Dniodzieckowo

Wczoraj był Światowy Dzień bez Papierosa. Dziś był Międzynarodowy Dzień Dziecka. Przypadkowe sąsiedztwo? Cóż. Jak wspomnę moje pierwsze (i ostatnie) w życiu doświadczenie z papierosami, to miałam wtedy jakieś 5 lat. Wysysałam smak papierosowy z niedopalonych filtrów na popielniczce rodziców. Mama mnie przyłapała. One wiedzą wszystko - kiedyś tego nie rozumiałam, ale teraz wiem, że zbrodni doskonałej człowiek uczy się powoli. Posadziła mnie na stołku w kuchni, zapaliła całego papierosa i podała. Kazała się zaciągnąć. Ja się zaciągnęłam pełną piersią, nie obciążoną w końcu poczuciem winy z powodu robienia czegoś nielegalnego. I wtedy zaczęła się akcja: kaszel, łzy w oczach, dym w uszach, brak powietrza, drapanie, swędzenie, duszenie... Odtąd nawet nie przemknęło mi przez głowę, żeby zapalić. Ani razu aż do dziś czyli przez prawie 30 lat.

Jak obchodzić Dzień Dziecka w dzisiejszych czasach? Dzień codzienny przeciętnego małolata jest i tak atrakcyjny, w porównaniu z tym, co mieli jego rodzice wyrośli na pożywce socjalistycznej siermiężności. Przeciętny małolat chodzi do żłobka-przedszkola, ma zapewnione atrakcje w stylu rytmiki, plastyki, angielskiego, ogródek z zabawkami i zjeżdżalniami, obiadek z zieleniną i deserkiem, salę zabaw z plastikiem z całego świata, kolorowy nocnik, niemalże własną ciocię-opiekunkę.
Czym tu jeszcze zaskoczyć dzieciaki?

W dzisiejszych Wiadomościach podali, że wg dzieci chcą one więcej naszego czasu i naszej uwagi. No tak, na taką non-commerce wadomość dziś tylko wszyscy czekali. Nie wypadało powiedzieć, że dzieci chcą więcej słodyczy. Mój osesek na przykład by chciał. Zasłodziłby się chwilowo na śmierć. Z tą rodzicielską większą uwagą u dzieci jest jak z zieleniną: kwestia przyzwyczajenia. Na początku, wbrew pozorom, wcale nie byliby zadowoleni. Rodzice pouczają, temperują, w lewo albo w prawo, wolniej, nie teraz, sprzątnij itp. No i jak tu rozmawiać z dzieckiem, skoro między sobą komunikujemy się monosylabami albo równolegle? Myślę więc, że problem leży głębiej. Nie do końca jest tak, że jesteśmy mega-zapracowani i w niedoczasie. My nie mamy co dać dzieciom, więc budujemy atrapy dorosłych światów pełnych zajęć obowiązkowych i potrzeb. Brak kasy i konieczność pracy łatwo uzasadnić racjonalnie. W tym jesteśmy świetni. Brak umiejętności rozmowy z dzieckiem - trochę kosmitą, jeśli chodzi o myślenie, czucie, reagowanie - cóż. Nie wygląda to dobrze w CV.

W czasach, gdy rodzice mieli dużo czasu i dużo do powiedzenia w kwestii świata swoich dzieci (lata Gierkowskie), Dzień Dziecka był jednak dniem zwycięstwa materializmu. Do dziś pamiętam jeden z prezentów: kredki 36-kolorowe znalezione pod poduszką. Potem już nic tak bardzo nie smakowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz