O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

poniedziałek, 15 października 2012

Rodzeństwo - trudny temat II


Po własnych siostrzanych doświadczeniach nie jestem wiele mądrzejsza. Mam dwoje dzieci - starszego brata i młodszą siostrę - i nijak nie umiem sprawić, żeby miłość zakwitła jak nie przymierzają słonecznik i trwała na wieki wieków. "Mamooooo! Inka mnie ciągnie za bluzkę! Mamoooo! Inka dotknęła mojego misia! Mamooooo! Inka jest pierwsza, a to ja chcę być pierwszy! Mamooooo...!" Inka nie umie jeszcze mówić, co nie znaczy, że wszystko jej pasuje. Jak tylko Milan zatrzyma ją w jej wyścigu na schody, ryk leci pod powałę (na ósmym piętrze). Skąd się to bierze?
Nie mam pojęcia.
Pewnego krytycznego dnia ustaliliśmy, że prawe kolano mamy należy do Milana, lewe do Inki. Że jak jesteśmy w trójkę, to bawimy się razem i nikt nikomu nie zabiera zabawek, nie wyrzuca go z pokoju i nie trzaska mu drzwiami przed nosem. Że jedzenie Inki jest Inki, a Milana - Milana. Że czekamy na siebie nawzajem.
Zasady - dobra rzecz. Nawet jeśli teraz bywa tak, że "jak Kali ukraść komuś krowy, to dobrze, a jak ktoś Kalemu ukraść krowy, to niedobrze". Mam nadzieję, że kiedyś to zaprocentuje bardziej niż sakramentalne "podziel się!" z mojego dzieciństwa.

Przy okazji jedzenia. Wybraliśmy się wczoraj na wycieczkę do przepięknego parku. Wzięłam dla dzieci batoniki muesli do pochrupania. Milan nękał mnie od progu:
- Mamo, ale ja chcę mojego batonika!
- Milan, mogę ci dać twojego batonika. Ale pomyśl, cała wycieczka przed nami, a ty nie będziesz miał nic do pochrupania. Co będziesz jeść potem?
- Inki batonika.

Miłego czytania drugiej części bajki o siostrach :)

LIGA
ciąg dalszy




Księżniczka Lidia drgnęła. Teraz usłyszała wyraźnie, że siostrzyczka bardzo się boi. Pomyślała, że niestety nie potrafi się ruszać tak szybko jak mała Gabrysia. Dlatego też nie wiedziała, jak mogłaby jej pomóc.
- Zadzwonię do taty. Niech przyśle pomoc – powiedziała do siebie Lidia i wyciągnęła telefon z różowej torebki wysadzanej kryształami Svarowskiego. Niestety linia królewska była zajęta.
- Wasza Wysokość, musimy coś zrobić, bo księżniczka Gabrysia zaraz spadnie! – Wiedźminka obserwowała bezradne ruchy Gabrysi na rozszalałym smoku.
- Ale ja nie umiem jej stamtąd ściągnąć! Tata ma w zamku trzy powietrzne skutery z obsadą. Przyśle je na pomoc, jak tylko się dodzwonię – Lidia bezowocnie wybierała numer królewskiego telefonu. Ze zdenerwowania trzęsły jej się paluszki.
- Wasza Wysokość, musimy działać szybko. Nie ma ani chwili do stracenia. Księżniczka Gabrysia ma w tym momencie tylko nas i bardzo na nas liczy. Najbardziej na Waszą Wysokość, bo jesteście siostrami, a to coś wyjątkowego. Czy Wasza Wysokość ma pomysł, jak ściągnąć siostrę ze smoka?
Smok przeleciał właśnie po raz kolejny nad głowami dziewczynek, furkocząc głośno ogonem. Gabrysia miała bladą twarz i popiskiwała cichutko. Była bardzo dzielna, ale widać było, że ma coraz mniej sił.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem... – w oczach starszej siostry pojawiły się łzy. Gabrysia była jak iskierka i trudno było się nią opiekować. Zawsze pakowała się w tarapaty, ale też do tej pory wychodziła z nich cało bez pomocy Lidki.
- Wasza Wysokość ma tyle talentów, że na pewno uda nam się ściągnąć młodszą księżniczkę spod chmur. Czytałam o tym, że Wasza Wysokość ćwiczy karate i jeździ konno, i jest świetna w matematyce... – Wiedźminka szukała szybko w pamięci informacji, które czytała w The Voice od Pankovnia. Zgodnie z Paktem Międzykrólewskim nie mogła w obecności ludzi pokazać swoich magicznych zdolności. Żałowała tego bardzo. Wystarczyłoby jedno machnięcie różdżką i smok przypłynąłby do jej stóp jak latający dywan.
- Owszem, jestem dobra z matematyki i karate, ale to nic tutaj nie pomoże!
- Ja mam pomysł! Jeśli się w smoku-latawcu zrobi odpowiednią liczbę dziur w odpowiednich miejscach, to nie będzie mógł wysoko ani szybko latać. Wtedy Wasza Wysokość może wsiąść na konia, przeskoczyć nad szyją smoka i ściągnąć księżniczkę Gabrysię... – Wiedźminka bardzo cichym głosem kończyła zdanie. Ten plan nawet jej – wytrawnemu jeźdźcy na miotle – wydał się bardzo śmiały. Niespodziewanie jednak księżniczka Lidia postanowiła wcielić go w życie.
- Wiedźminko, twój plan jest naprawdę szalony, ale jest to jedyny plan, jaki mamy. Musi się udać. Tylko skąd weźmiemy konia?
- Przypadkowo mam tu mojego rumaka – Wiedźminka od jakiegoś czasu obserwowała marchewkowe futro Kuskusa, który kręcił się w krzakach w poszukiwaniu porzuconych lodów, gofrów i chipsów. Pstryknęła palcami i Kuskus poczuł, jak jego ciało wydłuża się, rośnie, puchate łapy zamieniają się w kopyta, pysk się wydłuża, koci ogon zamienia się w końską kitę... Nie zdążył nawet miauknąć, a już był koniem. Nie dało się dłużej ukrywać w krzakach. Kuskus – jako jedyny koń na świecie w kolorze marchewkowym – wybiegł więc na łąkę w rżeniem.

W tym czasie księżniczka Lidia pisała coś w swoim notatniku. Miała ściągnięte brwi i wysunięty koniuszek języka. Wiedźminka spojrzała jej przez ramię. Zobaczyła rysunek smoka, małą postać na jego grzbiecie, sześć dziur dokładnie wyznaczonych i projekt jakiegoś urządzenia. Pod spodem kłębiły się równania matematyczne.
- Co to jest?
- Tutaj jest obliczenie liczby, rozmieszczenia i wielkości dziur. Tutaj jest projekt wyrzutni kamieni. Nimi zrobimy dziury. A tutaj obliczyłam, jak musimy strzelać kamieniami, żeby trafić – odpowiedziała księżniczka Lidia wpatrzona w notatnik.
Wiedźminka była pod ogromnym wrażeniem. Jeszcze nigdy nie widziała niczego podobnego. Kuskus również podglądał. Z pyska sypały mu się okruchy chipsów, które znalazł na boisku. Księżniczka Lidia była jednak tak zajęta obliczeniami, że nie zauważyła tego końskiego dziwactwa. Kolejny silny podmuch wiatru znowu przywiał smoka z księżniczką Gabrysią na grzbiecie. Maleńka dziewczynka ledwo trzymała się smoczej szyi. Jej delikatna sukienka powiewała strzępami koronek.

Wiedźminka i księżniczka Lidia rozbiegły się po okolicy w poszukiwaniu materiałów do zbudowania wyrzutni kamieni. Po chwili na boisku wyrosła konstrukcja z kamieni, drewna i długiego kawałka gumy. Niełatwo było znaleźć zwłaszcza gumowy pasek. W tym celu Wiedźminka wyciągnęła dętkę z czyjegoś roweru. Zostawiła karteczkę: „Pożyczam na godzinę. Oddam w stanie niepogorszonym.” Dziewczynki naciągnęły dętkę, położyły na jej środku kamień i czekały na smoka.
- Raz.... Dwa... Jeszcze nie... – odliczała księżniczka Lidia wpatrując się w latawiec z siostrą na grzbiecie – Trzy! Pal!
Fiuuuuuuu!
Kamień poszybował w kierunku smoka. Poszycie rozdarło się ze świstem. Pierwsza dziura była gotowa. Równiutka i duża dzięki obliczeniom księżniczki Lidii.
Fiuuuuuuu!
I druga dziura pojawiła się koło smoczego ogona.
Fiuuuuuuu!
Fiuuuuuuu!
Fiuuuuuuu!
Pięć równiutkich dziur widniało w smoczym cielsku. Latawiec latał dużo wolniej i niżej. Niestety, jeszcze wciąż za szybko i za wysoko na to, aby koń mógł przeskoczyć nad smoczym łbem.

Księżniczka Lidia wpatrywała się w swoje obliczenia. Sprawdzała, czy wszystko dobrze policzyła. Czekał ją najtrudniejszy strzał, w szyję smoka. Musiała to zrobić bardzo dokładnie, bo jej siostra siedziała bardzo blisko. A jak kamień trafi w Gabrysię?
Lidia wycelowała dokładnie w latawiec. Oddychała spokojnie i równo, jak na treningu karate. Nie zwracała uwagi na Wiedźminkę i Kuskusa, którzy przycupnęli obok i wstrzymali oddech. Na wszelki wypadek Wiedźminka nawet wyciągnęła różdżkę. Choć nie wolno jej było czarować publicznie, była przygotowana na to, aby w razie potrzeby złamać tę zasadę po to, aby pomóc dziewczynkom.
Księżniczka odliczała cichutko: - Jeden... Dwa... – Wiatr przycichł. Liście na drzewach zamarły. Smok zawisł na sekundę w miejscu. – TRZY!
Fiuuuuuu!
Kamień poleciał równiutko jak po szynach i wbił się w szyję smoka, tuż obok kolana księżniczki Gabrysi. Dziura była dokładnie taka jak w obliczeniach księżniczki Lidii. Smok zniżył lot na dwa metry nad ziemią. Lidia już siedziała na grzbiecie Kuskusa i piętami biła go w boki. Kuskus był zazwyczaj bardzo obrażalskim kotem, ale tym razem zrozumiał grozę sytuacji. Rozpędzał się tak szybko jak tylko potrafił. Jeszcze nigdy nie skakał przez smoka, ani jako kot, ani jako koń. Na dodatek nie bardzo wiedział, jak się to robi po końsku. Tu przydały się jeździeckie umiejętności księżniczki Lidii. Piętami, udami i dłońmi kierowała Kuskusem-koniem i podpowiadała mu, co i kiedy ma robić. Smok był tuż tuż. Księżniczka mocniej ścisnęła konia i pociągnęła za grzywę.
„Oho, chyba już!” – pomyślał Kuskus i zadarł przednie kopyta. Hoooopla! Niespodziewanie nawet dla samego siebie Kuskus poszybował nad smoczą głową. Księżniczka Lidia przechyliła się i złapała młodszą siostrę wpół. Gabrysia była lekka jak piórko i bardzo słabiutka. Lidia posadziła ją przed sobą i mocniej chwyciła się końskiej grzywy. Kuskus wylądował nieco nietypowo jak na konia, bo z przyzwyczajenia wystawił wszystkie cztery kopyta do ziemi. Przez to dziewczynki sturlały się z końskiego grzbietu jak ulęgałki.

Pierwsza otrząsnęła się z trawy księżniczka Lidia. Podbiegła do Gabrysi i pomogła młodszej siostrze się podnieść. Zaczęły wyciągać trawę z włosów i strzępków delikatnych sukienek.
- Gabrysiu, co ci przyszło do głowy, żeby latać na tak ogromnym latawcu? – Lidia nie mogła się powstrzymać od wyrzutów.
- Nie wiedziałam, że jest taki wielki. Sprzedawca mówił, że jak w sam raz dla mnie – szeptała Gabrysia ze łzami w oczach. – Dziękuję, że mnie uratowałaś. Już myślałam, że nikt mi nie pomoże, spadnę i się potłukę.
- Właściwie chciałam poczekać na pomoc z zamku, ale tata nie odbierał telefonu. Wiedźminka przekonała mnie... – Księżniczka Lidia rozejrzała się w poszukiwaniu Wiedźminki, ale mała czarownica postanowiła zostawić siostry same. Miały sobie na pewno tyle do powiedzenia. – Wiedźminka przekonała mnie, żeby działać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam na twoją pomoc – Mała Gabrysia przytuliła się do starszej siostry. – Jesteś moją siostrą, jedyną i najbardziej wyjątkową na świecie.
- Ty też jesteś moją siostrą i bardzo cię kocham. Nawet jak jesteś taka mała i czasem nie możemy się zgodzić.
- Ty za to jesteś taka duża i zdolna... – Gabrysia spojrzała na starszą siostrę z podziwem. – Masz tyle talentów!
Lidia zarumieniła się i przytuliła siostrzyczkę mocniej. Nie wiedziała, że Gabrysia ją podziwia. Wydawało jej się, że siostra czasem robi jej na złość popisując się tańcem, w którym Lidia nie czuła się najlepiej.
- Wiesz, siostrzyczko, coś mi przyszło do głowy. Nie ma talentów lepszych i gorszych. Dzięki talentom każdy człowiek jest wyjątkowy. Ja kocham jeździć konno, a ty tańczyć. Jesteśmy inne, ale rodzice kochają nas przecież tak samo mocno. – Lidia przytulała Gabrysię, a ta patrzyła na nią wielkimi, niebieskimi oczami.
- Pięknie jeździsz na koniu! A jaki to był skok na tym marchewkowym rumaku! – uśmiechnęła się Gabrysia i klasnęła w ręce.
- Ty ślicznie tańczysz i pięknie wyglądasz w swoim kostiumie baletowym. Nigdy ci tego nie mówiłam – przyznała Lidia pierwszy raz w życiu.
- Dziękuję, cudownie jest to usłyszeć od siostry – Gabrysia zerwała się na nogi i zaczęła pląsać. – Mam pomysł! Załóżmy Klub Liga. Li od Lidki i Ga od Gabrysi.
- Gabrysia i Lidia? Dobry pomysł! Możemy się umówić, że członkowie klubu, czyli ty i ja, pomagają sobie zawsze i w każdej sytuacji. Co ty na to? – Lidka złapała Gabrysię za ręce i kręciły się w kółko w tanecznych podskokach.
- Wspaniały pomysł! Zgadzam się!

W tym momencie na boisko wjechał pędem orszak królewski. Z wielkiego na dwa metry rumaka zeskoczył król Tomasz I i złapał mocno swoje córki.
- Lideczko, widziałem, że dzwoniłaś do mnie dziesięć razy. Zagadałem się z mamą, dlatego nie mogłaś dodzwonić się do mnie. Co się stało? Nie wróciłaś do domu na trening i martwiłem się o ciebie.
- Tatku, to długa historia. O smoku-latawcu, Wiedźmince, marchewkowym koniu, wyrzutni kamieni... – Lidce nie zamykały się usta. Najchętniej opowiedziałaby tacie wszystko natychmiast. Popatrzyła na Gabrysię. – Tato, opowiem ci to wszystko na zamku. Gabrysia jest zmęczona. Jedźmy już do domu.
- Masz rację, Lideczko. Gabrysia ma blade policzki. Chodź, moja mała baletniczko – Król Tomasz I wziął Gabrysię na ręce tak lekko, jakby nic nie ważyła. Zaniósł ją prosto do karety. Lidia usiadła obok siostry i otuliła ją kocem. Z torebki połyskującej resztkami kryształków wyciągnęła ostatniego cukierka czekoladowego. Miała na niego apetyt, ale postanowiła oddać go zmęczonej siostrzyczce. Gabrysia spojrzała na siostrę, uśmiechnęła się od ucha do ucha i cmoknęła Lidkę w policzek tak głośno, że konie się spłoszyły. Odwinęła cukierka i... przedzieliła go na dwie części. Jedną z nich dała Lidce, drugą zjadła sama mlaszcząc z zadowolenia.
- Mmmmm... Lideczko, to najlepszy cukierek, jaki kiedykolwiek jadłam!
- Masz rację, najlepszy na świecie – odpowiedziała Lidia niewyraźnie przez czekoladową bryłkę w ustach.
Król patrzył na córki wzruszony. Jego ojcowskie serce cieszyło się widząc, jak pięknie siostry potrafią troszczyć się o siebie nawzajem. Dał znak woźnicy i kareta ruszyła w kierunku zamku. Mama, królowa Natalia, czekała na córki z niecierpliwością.

W krzakach przy bramce do piłki nożnej przycupnęła Wiedźminka. Przyglądała się Lidii i Gabrysi, aż kareta zniknęła za zakrętem. Pod drzewem drzemał rudy, gruby kot. Na trybunach pojawił się domek na kurzych łapkach i rozglądał się dookoła. Wiedźminka pomachała mu i po chwili Barni, bo on to był właśnie, siedział już koło Wiedźminki i Kuskusa.
- Co tak się czaicie w krzakach? – zapytał Barni.
- Schowaliśmy się przed królem i księżniczkami – odpowiedziała Wiedźminka
- Dlaczego?
- To długa historia, mój drogi Barni. O smoku, strzelaniu kamieniami, koniu Kuskusie... A przede wszystkim o tym, że siostra jest jedyna na świecie i że zawsze można na niej polegać.
Barni słuchał z niedowierzaniem. To wszystko zdarzyło się dokładnie w ciągu jednej krótkiej godzinki, gdy był na wystawie luksusowych psich bud! Co za strata! Nie chciał być jednak gorszy. Wyciągnął spod parapetu ulotkę budki wyjątkowej urody i pokazał Wiedźmince i Kuskusowi.
- Patrzcie, co za piękna budka. Zakochałem się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz