O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

wtorek, 1 marca 2011

Kupa a sprawa polska

Allle mnie w piątek wzięło! I na auto-ironiczne rozrachunki, i na chorowanie. Przez weekend symulowałam życie ograniczając się do fizjologii. W poniedziałek odzyskałam głos. Dziś jest wtorek i czuję, że żyję. Na razie przez malutkie "ż", ale kierunek jest już prawidłowy.

Meldunek ze żłobka: synek grzecznie chodzi z innymi dziećmi na nocnik. Za każdym razem wydusi przysłowiową kropelkę. Ewidentnie cieszy go to niesamowite zjawisko :) Kupa nadal leży w sferze lęków i unika wtedy wzroku ludzkiego, jak tylko może. Niemniej jesteśmy bliżej celu. Myślę, że pomaga mu w tym trochę narysowana naprędce bajeczka. Nawet dwulatek pojmuje, że kupa się robi z jedzenia. Że jak jedzenie vel kupa leży w brzuszku, to brzuch boli. Dlatego kupę robić jest dobrze i kupa jest OK. Kupa oczywiście śmierdzi - nie będę mu wciskać, że jest inaczej, bo już tyle rozumie nawet bez pomocy mamusi. Ale jak się kupę z nocnika przerzuci do toalety i spuści wodę, to i nie śmierdzi, i zabawa jest przednia. Mój pierworodny przekłada dzielnie karteczki, mruczy coś sobie pod nosem, czasem woła głosem godnym odkrycia Ameryki "KUPA ŚMIERDZI! FFFFUJ!". Jest w tym jednak samo życie. Kupa to nie miód i maliny.

Kiedyś oglądałam prześmieszną bajeczkę o kupie. Skandynawską. Pamiętam, że narysowano w niej różne rodzaje kupy: małą, dużą, poskręcaną itd. Dzieci mogły się też dowiedzieć, skąd się biorą śmierdzące bąki. I różne inne rzeczy a propos wydalania. Myślę, że to fantastyczna rzecz, żeby dzieciom mówić o takich sprawach zanim wejdą w fazę naturalnego (niestety czasem sięgającego niezdrowego poziomu) wstydu. Potem jest już trudniej odwrócić skrępowanie i oddać dziecku naturalną zdolność poruszania wszystkich tematów i zadawania wszelkich pytań.

Czy ja aby nie przesadzam? Patrzę po pokoleniu naszych dziadków, rodziców, nas samych może już coraz mniej. Nasi dziadkowie i tatusiowie nie mówili o kłopotach z prostatą. Po prostu chorowali. Nie mówiono też o jelicie grubym ani odbycie - tylko skąd nagle wysyp reklam środków przeciw hemoroidom? Wiele tematów było jeszcze niedawno tabu. Dziś ludzie wychodzą na ulicę i chcą o tym krzyczeć, bo z milczenia czasem trudno przejść do spokojnego dialogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz