O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

wtorek, 8 lutego 2011

Początki bajkowania / bajkopisania / bajkomyślenia...

Nie mogę sobie przypomnieć, jak to się stało, że zgodziłam się napisać dla dzieci koleżanki dwie bajki. Jedna miała być dla dziewczynki prawie pięcioletniej, która była bardzo nieśmiała. Druga bajka miała być dla sześcioletniego chłopca, który przechodził okres totalnego buntu (jeden z wielu okresów buntu w życiu - mój dwuletni syn też ma teraz okres buntu). Najpierw powstała historyjka dla Gabrysi. Poczytałam skąpe informacje w internecie nt. bajkoterapii i w sumie pisałam na intuicję. Potem skonsultowałam z dobrą koleżanką - psychologiem - matką - społeczniczką - pozytywnie zakręconą.
Dalej pomyślałam, że dla jednorazowej historii nie będę przecież zamawiać profesjonalnego ilustratora za jakieś bajońskie tysiące złotych. Złapałam więc za ołówek i akwarele i zilustrowałam książeczkę sama. Ostatni raz, kiedy miałam jakikolwiek pędzel w dłoni, to był rok 2006 - malowanie mojej kawalerki. Wcześniej - podstawówka. Lubiłam malować twarze, ale nigdy nos mi nie wychodził. Do dziś czuję się niepewnie w rysowaniu, malowaniu i pokrewnych. Wolę kolor opisać słowami niż wyczarować pędzlem. Ot, taka mała ułomność.

Po Gabrysi (która teraz nazywa się Julka i czeka na kolejne dziewczynki chowające się za spódnicą mamy) napisałam bajkę dla Josha (który teraz ma na imię Kuba). To była bajka o Joshozaurze. I tę również narysowałam sama, już nieco śmielej, mniej topornie. Podobno całkiem fajnie wyglądają te moje obrazki-bohomazki.
Po Gabrysi-Julce i Joshu-Kubie popełniłam jeszcze kilka opowiastek dla różnych osób i celów. Opowiem o nich przy okazji.

Postanowiłam wrzucić tutaj moją pierwszą (w języku niemieckim jest takie śliczne, praktyczne słowo ALLERERSTE, co po polsku znaczyłoby tyle co "najpierwsze") bajeczkę, która obecnie nosi tytuł "Kto schował Julkę?". Dziś odcinek pierwszy - tadaaaaam!


KTO SCHOWAŁ JULKĘ?


Pewnego dnia Wiedźminkę obudził nagły wstrząs. RRRRRYMS! – coś uderzyło o dach Barniego. Domek na kurzych nóżkach zamruczał z niezadowolenia i hycnął na bok. Skok Barniego skończył się tym, że cała kolekcja magicznych kubków-niekapków spadła z hukiem z półki. Kuskus prychnął lekceważąco i dał długiego, zwinnego susa na drzewo.

Wiedźminka wyjrzała przez okno. Zobaczyła dookoła mnóstwo dzieci, które bujały się na huśtawkach, kręciły na karuzeli, grały w klasy, bawiły się w chowanego i budowały zamki w piaskownicy. Barni zaparkował akurat na tej części placu, na której dzieci grały w piłkę nożną. To właśnie ta piłka, uderzając w dach Barniego, narobiła hałasu i przestraszyła wiedźmiński domek.

Uwagę Wiedźminki przykuły mała dziewczynka z ładną, różową spinką we włosach i jej mama. Mama próbowała ciągnąć córkę w stronę dzieci, ale ta wyrywała się ze łzami w oczach i strała się schować za mamą.
– Julko, dlaczego znowu tak się zachowujesz? Dlaczego nie chcesz się bawić z innymi dziećmi? – zapytała mama.
- Bo nie chcę! Chodźmy stąd, mamusiu! – szybko odpowiedziała Julka i wtuliła twarz w spódnicę mamy. – Chcę się pobawić, ale boję się dzieci... – dodała cicho po chwili.
- Dlaczego się  boisz? – dopytywała zmartwiona mama.
- Nie wiem. Wolę iść do domu i pobawić się zabawkami w Indian. Zbuduję dla nich szałas – odpowiedziała Julka i mocno przytuliła swojego pluszowego psa.

Mama wzięła Julkę za rękę i poszły do domu. Dziewczynka wzięła swoje lalki i maskotki, przebrała je za Indian i zbudowała dla nich w ogródku/na dworze szałas. Potem mama zawołała córeczkę na obiad.

Po obiedzie Julka wyjrzała przez okno. Zobaczyła malutki domek stojący dokładnie na miejscu jej indiańskiego szałasu. Dziewczynka poprawiła spinkę we włosach, złapała pluszowego psa i zbiegła szybko na dół. Koniecznie chciała się dowiedzieć, co za gość zburzył jej szałas. Skąd jest? Co tu robi? Dlaczego ma kurze nóżki? No i dlaczego chrapie?

Nagle z domku rozległo się głośne ziewnięcie:
- Uaaaaa! – Julka aż podskoczyła ze strachu. Cieszyła się, że pluszowy pies był z nią – we dwoje zawsze raźniej! Bała się odezwać, choć ani chrapanie, ani ziewanie nie brzmiały groźnie. Zastanawiała się, czy ten tajemniczy Ktoś w domku jest miły. A jeśli mieszka tam jakiś wstrętny pająk i zaraz wyskoczy na nią z wrzaskiem? – na samą myśl o tym Julka wtuliła się głebiej w swego pluszowego psa.

- Uaaaaaa! – rozległo się kolejne ziewnięcie, po czym drzwi domku otworzyły się i wyszła...

Ciąg dalszy nastąpi niebawem :)

1 komentarz:

  1. Gratuluję pomysłowości i wszechstronności - pisanie bajek i ich ilustrowanie! :-)

    Bardzo fajny blog i ciekawe przemyślenia i zapiski!

    Pozdrowienia od bajek zasypianek!
    http://bajki-zasypianki.pl

    OdpowiedzUsuń