O mnie

Moje zdjęcie
TimeMashinka to wehikuł czasu. Czasu dzieciństwa. Przewozi dzieci mądrze i śmiesznie przez drogę pełną zakrętów i dziur. Wehikuł czasu ma tylko jednego kierowcę i tylko jednego bohatera - Dziecko.

piątek, 11 lutego 2011

Wstydliwa sprawa

Każdy robi, a nikt o tym nie mówi oprócz mam małych dzieci. Kupa. Odwieczna tajemnica. Wchodzi jajecznica - wychodzi śmierdząca kiełbaska. Wchodzi bułka z pomidorem - wychodzi śmierdząca kiełbaska. I bądź tu mądry!
Pamiętam, jak spędzałam kiedyś wakacje na mazurskiej wsi. Właściciele mieli córeczkę Matyldę. Matylda miała wtedy ok. 2 lat. Było lato i czas odzwyczajania od pieluszki. Ciepło, miło, zazwyczaj dzieciom w to graj. W dziewczynkę jakby piorun strzelił. Jak chciała iść siusiu albo nie daj boże kupę, chowała się za krzakami i urządzała prawdziwy teatr. Nie wolno było do niej podejść, patrzeć w jej stronę, zagadywać ją, nawet dać znać, że się coś wie lub widzi. Matylda chciała być niewidzialna.
Myślałam, że to przypadek dziwaczny i odosobniony. Aż trafił mi się mój synek, który ma te same objawy: chowa się pod stół, unika wzroku, wygania wszystkich ze swojego kącika, gdy "czyta książki", jak mawia. Nocnik nigdy na niego nie spadł ani nie zmuszaliśmy synka nigdy do siadania na nocnik. Teoretycznie powinien być wolny od traumy. A jednak coś sprawia, że dziecko mówi "nie".
Z dwulatkiem jeszcze specjalnie nie pogadasz. Nie zracjonalizujesz problemu. Dziecko nie zdaje sobie sprawy z tego, dlaczego się boi. Boi się i już. Nie chce i już. Podrapałam się więc w głowę i wymyśliłam dla niego specjalną bajeczkę o Milanie, który zjadł duże śniadanko. Jak tylko trochę ją obrobię w komputerze i będzie wyglądała "po ludzku", nie omieszkam się nią podzielić.
Najważniejsze, żeby działała - to będę sprawdzać w najbliższym czasie.

Póki co, zapraszam do przeczytania drugiego odcinka opowieści mrożącej krew w żyłach "Kto schował Julkę".

- Uaaaaaa! – rozległo się kolejne ziewnięcie, po czym drzwi domku otworzyły się i wyszła... mała dziewczynka z marchewkowymi włosami. Ubrana była w trawiastozieloną sukienkę i śmieszny kapelusik tego samego koloru.
 




- O! Dzień dobry! – zwróciła się do Julki. – Jestem Wiedźminka. Umiem czarować. To jest mój domek. Ma na imię Barni. Mam jeszcze kota Kuskusa, ale gdzieś sobie poszedł. Przedstawię ci go przy okazji.

Julka zaczerwieniła się. Nie miała pomysłu na to, co można by powiedzieć. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle chciała być niewidzialna. Coś kazało jej się ukryć. Schowała się szybko za krzakiem i zasłoniła twarz rękami. Może jeśli ona nie widzi czarodziejki, to czarodziejka też nie widzi Julki? Spomiędzy palców patrzyła jednak na Wiedźminkę z ciekawością. Ta dziewczynka była taka odważna!

Wiedźminka uśmiechnęła się. Dziewczynka z pluszowym psem wydała jej się bardzo miła.
- Jak masz na imię? – zapytała Wiedźminka.
- Julka –głosik zza krzaków zabrzmiał tak cicho, że prawie nie było go słychać.
- Miło mi cię poznać – odpowiedziała Wiedźminka przyjaźnie.

Julka chętnie zadałaby Wiedźmince sto pytań! Była bardzo ciekawa, jakim sposobem mały domek na kurzych nóżkach pojawił się na jej podwórku. Zamiast zapytać stała jak wmurowana. Tak jakby ktoś zawiązał jej sznurówki w butach.

- Dlaczego tak cicho mówisz i dlaczego się chowasz? – zdziwiła się Wiedźminka.
Julka nie wiedziała jednak dlaczego. Zawstydzona zaczerwieniła się mocno. Wiedziała, że jej policzki przypominają teraz dojrzałe pomidory i z tego powodu jeszcze bardziej chciała się zapaść pod ziemię.

Wiedźminka poprosiła Julkę, żeby wyszła zza krzaka. Sama przyniosła z wnętrza Barniego dwa kubki parującego kakao. Na nosie miała dziwne, olbrzymie okulary ze szkłami jak denka od butelek. Przez te okulary oczy Wiedźminki wydawały się ogromne.

- Proszę. To kakao w moim magicznym kubku-niekapku. Możesz odwrócić kubek do góry nogami i kakao się nie wyleje – oznajmiła i podała Julce kubek.
- Dziękuję – wyszeptała Julka. – Mmmm… Bardzo smaczne to kakao – dodała i oblizała z apetytem piankę z ust. Przechyliła kubek, żeby sprawdzić jego magiczną moc. Kakao faktycznie zatrzymało się na brzegu i ani kropla się nie wylała.

- Cieszę się, że ci smakuje – powiedziała Wiedźminka i siorbnęła głośno. – Może opowiesz mi coś o sobie, o twoim psie i o okolicy? Jestem tutaj pierwszy raz i nie znam nikogo.

Julka wypiła jeszcze kilka łyczków. Łyczki były naprawdę bardzo malutkie – najchętniej piłaby to kakao całą wieczność, żeby tylko nie musieć się odzywać. Widziała jednak, że Wiedźminka jest bardzo miła i że naprawdę ciekawi ją wszystko dookoła. Julka opowiedziała o tym, jak bawi się w swoim pokoju lalkami i misiami. Wyznała też, że bardzo chce się bawić z dziećmi na placu, ale zamiast tam pójść, nie wiadomo dlaczego, chowa się za mamę.

Gdy Julka skończyła opowieść, bąknęła nieśmiało:
- Aaa... czy ja też mogę cię o coś zapytać?
- No jasne! – uśmiechnęła się Wiedźminka na zachętę.
- Czy możesz mi powiedzieć... To znaczy... Eeee... Zastanawiałam się... No... – Julka jąkała się i czerwieniła. Wreszcie wzięła głęboki wdech i zapytała: – Po co ci te okulary? 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz